Nie próbuję rozumieć zwierząt językiem nauki.
Moja fotografia rodzi się z chwil spotkania – krótkich, czasem niezgrabnych, czasem pełnych napięcia, w których to, co dzikie, styka się z tym, co udomowione.
Moja fotografia rodzi się z chwil spotkania – krótkich, czasem niezgrabnych, czasem pełnych napięcia, w których to, co dzikie, styka się z tym, co udomowione.
Zwierzęta na moich fotografiach nie są bohaterami opowieści o przyjaźni ani o udomowieniu. Są świadkami – tego, jak człowiek tworzy światy i narzuca im swoje granice. A jednocześnie są zagadką: ich spojrzenia, gesty, półobroty zdają się sugerować, że widzą nas inaczej, niż my ich. Może jak przybyszów, którzy wtargnęli w ich przestrzeń, a może jak towarzyszy, z którymi dzielą teraz codzienność.
Te fotografie nie przynoszą odpowiedzi. Są raczej otwarciem przestrzeni – w której świat ludzi i świat zwierząt zderzają się, przenikają, wymieniają spojrzenia. Tam, gdzie błysk lampy zamienia noc w chwilowe olśnienie, pozostaje pytanie: kto tu patrzy na kogo?

















