Opowieść o kobiecie, która odgruzowywała Pocztę Polską w Poznaniu
Pani Czesława przyszła na świat w niemieckim Oberhausen. Gdy miała sześć lat, rodzina spakowała swój skromny dobytek i przeniosła się do Lubomierza w powiecie pleszewskim. Było to małe, ciche miejsce, w którym dzieciństwo płynęło w rytmie pór roku.
Mając piętnaście lat, opuściła rodzinny dom i wyjechała do Poznania, by zarobić na życie. W czasie drugiej wojny światowej znalazła zatrudnienie w sklepie spożywczym, a po jej zakończeniu – zamiast odpocząć po trudnych latach – chwyciła za łopatę, pomagając odgruzowywać gmach Poczty Polskiej w Poznaniu. To właśnie tam rozpoczęła swoją wieloletnią pracę w międzymiastowej informacji telefonicznej.
Praca była wymagająca i męcząca. Na głowę zakładała ciężkie, niewygodne słuchawki, w których spędzała całe dnie, łącząc rozmowy z różnych zakątków kraju. Trzyzmianowy tryb pracy – w dni powszednie, soboty, niedziele i święta – nie pozostawiał wiele czasu na odpoczynek. Nocami, siedząc samotnie przy centralce, obsługiwała wszystkich abonentów z Poznania. Często musiała znosić nieprzyjemne telefony, w tym pijackie żarty i obelgi.
Była szybka i dokładna – podczas jednej zmiany potrafiła połączyć dwa razy więcej rozmów niż inne telefonistki. To sprawiało, że koleżanki z pracy patrzyły na nią krzywo, lecz przełożeni chwalili ją, nagradzali i stawiali za przykład. Wielokrotnie wyróżniana, trafiła na listę pierwszych i najlepszych pracowników poznańskiej poczty.
Lata pracy odcisnęły jednak swoje piętno. Pani Czesława prawie całkowicie straciła słuch. Jej emerytura była skromna, niewystarczająca na codzienne potrzeby. Do końca życia unikała dźwięku dzwonka – nigdy nie miała telefonu w domu ani dzwonka do drzwi.
Odeszła w 2006 roku, mając dziewięćdziesiąt lat. Do ostatnich dni nosiła w sobie poczucie krzywdy, które – jak wierzyła – wyrządził jej ZUS, naliczając niesprawiedliwie niską emeryturę.
Back to Top